ROZDZIAŁ
IV
GRACE
„INSTYTUT”
Przed
nami otworzyły się wielkie, potężne drzwi do ogromnego korytarza.
Na podłodze znajduje się długi, czerwony dywan przeplatany
kwiatami. Na ścianach widnieją obrazy z aniołami, dokładnie
takie, jakie sobie wyśniłam. Tu jest oszałamiająco pięknie. Ale
co to ma wszystko znaczyć? Poczułam dłoń Jona lekko ciągnącą
mnie dalej. Szepnął do mnie:
-Nie
mamy czasu, później wszystko ci pokażę.
Odwróciłam
się od obrazów i poszliśmy dalej. Weszliśmy na kolejne piętro
potężnego budynku. Po chwili skręciliśmy w prawo i Johnas
otworzył drzwi. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to jest
właśnie biblioteka. Trochę mnie to zdziwiło, bo to jedyna
normalna rzecz, która mnie spotkała w przeciągu 20 minut. Na
środku pomieszczenia, za drewnianym, biurkiem stała kobieta z blond
włosami. Była zdecydowanie szczuplejsza ode mnie.
-Dzień
dobry. Jestem Caren i zarządzam tym Instytutem. Usiądźcie.-poprosiła
miłym tonem kobieta.
-Czy
ktoś tu wreszcie powie, co do diabła dzieje się z moim
życiem!?-wyskoczyłam gwałtownie.
-Spokojnie
Grace, Caren właśnie do tego zmierza.- wtrącił uwagę Jon
-Jak
się nazywasz?-zapytała kobieta.
-Nie
wiem w czym to pomoże, ale jeśli jest to potrzebne to proszę.
Gracelin Meyer-odpowiedziałam.
-Shadowlight...-zamyśliła
się Caren.
-Słucham?
-Twoje
prawdziwe nazwisko. Shadowlight. Twój tata ukrywał się pod tym
nazwiskiem, aby móc spotykać się z twoją mamą. Jesteś z krwi
Anioła, jesteś Nocnym Łowcą. Myślę, że Johnas Ci wszystko
później wytłumaczy. Ty zdecydujesz czy chcesz zostać w swoim w
świecie, czy też w naszym. Jonhas, a teraz zaprowadź ją do
pokoju.
-Będę
musiała zadzwonić do mamy.-wtrąciłam się.
-Dobrze,
tylko powiedz jej, że zostaniesz u nas na noc. Twoja mama już
będzie wiedziała, o co chodzi, więc nie musisz owijać w
bawełnę.-stwierdziła z lekkością Caren.- A teraz idźcie już,
bo mam strasznie dużo roboty. Muszę wysłać raport do Clave.
Wyszliśmy
przez drzwi biblioteki. Johnas milczał w trakcie drogi. Zaprowadził
mnie do jednego z pokoi.
-To
będzie twój pokój na czas pobytu w Instytucie. W szafie są już
przygotowane ubrania. Gdybyś czegoś potrzebowała, wiesz, gdzie
jest biblioteka. Widzimy się jutro o dziewiątej na śniadaniu. Będę
po ciebie kilka minut wcześniej.
-Dziękuję.-
ale on tylko zamknął mi drzwi przed nosem. To było irytujące.
Uchyliłam
je lekko i spojrzałam w bok szukając kierunku, w którym się udał.
Wyszło na to, że jego pokój znajduje się niedaleko mojego.
Rzuciłam się na łóżko wraz z problemami i nowymi,
przytłaczającymi informacjami. Minął moment i zasnęłam.
…...................................................................................................................
Przebudziłam
się około godziny ósmej. Wzięłam gorącą, relaksującą kąpiel
i poszperałam trochę w szafie. Same czarne ubrania! Wybrałam
czarną spódniczkę do połowy ud i ciemny podkoszulek. Włosy
upięłam w kok. Sprawdzałam Wi-Fi w telefonie, ale nie było tu
żadnego połączenia. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
Przeleciałam przez pokój i je otworzyłam. Jon wskazał gestem
ręki, żebym wyszła, co też zrobiłam. Wyszłam
więc za Jonem. -Jak ci się podoba?- zapytał mnie w pewnym
momencie. -Chyba tu nie pasuje.- odpowiedziałam.-Jesteś odważny,
nieustraszony i zwinny. Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzał mi
prosto w oczy. Po moich plecach przeszedł dreszcz. -Grace. Obserwuje
Cie od tygodnia i coś zauważyłem. Jesteś taka jak my. Twój
ojciec miał w sobie krew Anioła i ty również ja posiadasz. To
czyni cie wyjątkowa. Ty musisz postanowić czy chcesz żyć z nami,
nie znając jutra, czy tez w waszym przyziemnym świecie. To zależy
od ciebie. Przez chwile stał nieruchomo, wpatrzony w moja twarz.
Chciał dodać coś jeszcze ale zamknął usta i puścił mnie.
Ruszyliśmy na przód. -Kiedy powiesz mi o co w tym wszystkim
chodzi?- zapytałam. -Po śniadaniu zaczynamy. Muszę cie ostrzec
przed jeszcze jednym...- zaczął.- Kiedy postanowisz zostać w swoim
świecie, zapomnisz wszystko, co poznałaś tutaj, zapomnisz
mnie...-na chwile głos mu się załamał.-i Caren oraz wszystkich
ludzi, których zaraz poznasz.- i otworzył drzwi od jadalni. W
pomieszczeniu znajdował się długi stół dla około dwudziestu
osób. Ściany i podłoga wykonane były z dębowego drewna. Wszystko
było starannie wykonane i trochę zakurzone. Przy stole siedziały 4
osoby. Caren, jedna dziewczyna, chłopak i chyba mąż głowy
Instytutu. - Dzień dobry.- powiedziałam cichutkim głosem. Wszyscy
wstali i podeszli.
Pierwszy
krok zrobiła dziewczyna.
-Hej.
Jestem Leslie. Mieszkam tutaj od sześciu lat, a niedawno skończyłam
szesnaście.- powiedziała z niezbyt wielkim entuzjazmem i podała
rękę.
Leslie
ma długie, kręcone blond włosy. Jest szczupła, chyba trochę
chudsza ode mnie. Jej brązowe oczy są bystre i czujne. Wysoka
dziewczyna. Ma na sobie czarna, lekko obcisłą w pasie sukienkę.
Przy jej pasie widać sztylety i noże w pochwie. Jej sylwetkę
jeszcze bardziej wydłużają czarne szpilki.
Następny
podszedł mężczyzna.
-Mam
na imię Jacob i jestem mężem Caren.- następnie podał mi dłoń.
Jacob
jest trochę przysadzistej budowy. Wyższy o głowę od Leslie. Ma
lekki zarost na twarzy. Jego brązowe oczy i tego samego koloru włosy
świetnie ze sobą współgrają. Pod jego czarną koszulką widać
wypracowane przez lata mięśnie. Ostatni podszedł młody chłopak.
Caren przecież już poznałam.
-Cześć.-powiedział
chłopak z oczarowującym uśmiechem.- Michael, możesz mi mówić
Mich. Mieszkam w Instytucie od siedmiu lat, a w tym roku kończę
siedemnaście.
Michael
ma około metra siedemdziesięciu pięciu. Jego włosy są w kolorze
brązu dobijającego się od promieni słońca. Taki ciemny blond.
Zielone, bystre oczy podkreślają ostre rysy na twarzy chłopca.
Jest podobnej budowy co John. Ujął moja dłoń i ja ucałował.
-Michael!-
upomniał go Jacob.
-Mnie
już znasz.-powiedziała Caren piorunując wzrokiem Micha.- więc
możemy usiąść do stołu.
Usiadłam
i nieśmiało poczęstowałam się jajecznicą i chlebem.
-Wracając
do rozmowy.-zabrał głos Michael.- Najlepiej by było wyruszyć za
dwie godziny.
-O
co chodzi?- zapytał John jeszcze z jedzeniem w buzi. To było
urocze.
-Gdy
szedłem wczoraj ulicami Los Angeles napotkałem demona w południe,
a to nie powinno się wydarzyć.-wytłumaczył brązowowłosy.-
Oczywiście tak go zdzieliłem, ze już nie wyjdzie ze swojego
wymiaru.- dodał cicho przechwalając się.
-Trzeba
to sprawdzić.- potwierdził John.
-Wyruszamy
za dwie godziny.
-A
co z Grace?
Wszyscy
spojrzeli w moim kierunku.
-Pójdzie
z nami.- podsumowałam z powagą i spokojem Caren.