środa, 22 lipca 2015

4. Instytut


ROZDZIAŁ IV
GRACE
INSTYTUT”

Przed nami otworzyły się wielkie, potężne drzwi do ogromnego korytarza. Na podłodze znajduje się długi, czerwony dywan przeplatany kwiatami. Na ścianach widnieją obrazy z aniołami, dokładnie takie, jakie sobie wyśniłam. Tu jest oszałamiająco pięknie. Ale co to ma wszystko znaczyć? Poczułam dłoń Jona lekko ciągnącą mnie dalej. Szepnął do mnie:
-Nie mamy czasu, później wszystko ci pokażę.
Odwróciłam się od obrazów i poszliśmy dalej. Weszliśmy na kolejne piętro potężnego budynku. Po chwili skręciliśmy w prawo i Johnas otworzył drzwi. Już na pierwszy rzut oka widać było, że to jest właśnie biblioteka. Trochę mnie to zdziwiło, bo to jedyna normalna rzecz, która mnie spotkała w przeciągu 20 minut. Na środku pomieszczenia, za drewnianym, biurkiem stała kobieta z blond włosami. Była zdecydowanie szczuplejsza ode mnie.
-Dzień dobry. Jestem Caren i zarządzam tym Instytutem. Usiądźcie.-poprosiła miłym tonem kobieta.
-Czy ktoś tu wreszcie powie, co do diabła dzieje się z moim życiem!?-wyskoczyłam gwałtownie.
-Spokojnie Grace, Caren właśnie do tego zmierza.- wtrącił uwagę Jon
-Jak się nazywasz?-zapytała kobieta.
-Nie wiem w czym to pomoże, ale jeśli jest to potrzebne to proszę. Gracelin Meyer-odpowiedziałam.
-Shadowlight...-zamyśliła się Caren.
-Słucham?
-Twoje prawdziwe nazwisko. Shadowlight. Twój tata ukrywał się pod tym nazwiskiem, aby móc spotykać się z twoją mamą. Jesteś z krwi Anioła, jesteś Nocnym Łowcą. Myślę, że Johnas Ci wszystko później wytłumaczy. Ty zdecydujesz czy chcesz zostać w swoim w świecie, czy też w naszym. Jonhas, a teraz zaprowadź ją do pokoju.
-Będę musiała zadzwonić do mamy.-wtrąciłam się.
-Dobrze, tylko powiedz jej, że zostaniesz u nas na noc. Twoja mama już będzie wiedziała, o co chodzi, więc nie musisz owijać w bawełnę.-stwierdziła z lekkością Caren.- A teraz idźcie już, bo mam strasznie dużo roboty. Muszę wysłać raport do Clave.
Wyszliśmy przez drzwi biblioteki. Johnas milczał w trakcie drogi. Zaprowadził mnie do jednego z pokoi.
-To będzie twój pokój na czas pobytu w Instytucie. W szafie są już przygotowane ubrania. Gdybyś czegoś potrzebowała, wiesz, gdzie jest biblioteka. Widzimy się jutro o dziewiątej na śniadaniu. Będę po ciebie kilka minut wcześniej.
-Dziękuję.- ale on tylko zamknął mi drzwi przed nosem. To było irytujące.
Uchyliłam je lekko i spojrzałam w bok szukając kierunku, w którym się udał. Wyszło na to, że jego pokój znajduje się niedaleko mojego. Rzuciłam się na łóżko wraz z problemami i nowymi, przytłaczającymi informacjami. Minął moment i zasnęłam.
...................................................................................................................
Przebudziłam się około godziny ósmej. Wzięłam gorącą, relaksującą kąpiel i poszperałam trochę w szafie. Same czarne ubrania! Wybrałam czarną spódniczkę do połowy ud i ciemny podkoszulek. Włosy upięłam w kok. Sprawdzałam Wi-Fi w telefonie, ale nie było tu żadnego połączenia. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Przeleciałam przez pokój i je otworzyłam. Jon wskazał gestem ręki, żebym wyszła, co też zrobiłam. Wyszłam więc za Jonem. -Jak ci się podoba?- zapytał mnie w pewnym momencie. -Chyba tu nie pasuje.- odpowiedziałam.-Jesteś odważny, nieustraszony i zwinny. Zatrzymałam się gwałtownie i spojrzał mi prosto w oczy. Po moich plecach przeszedł dreszcz. -Grace. Obserwuje Cie od tygodnia i coś zauważyłem. Jesteś taka jak my. Twój ojciec miał w sobie krew Anioła i ty również ja posiadasz. To czyni cie wyjątkowa. Ty musisz postanowić czy chcesz żyć z nami, nie znając jutra, czy tez w waszym przyziemnym świecie. To zależy od ciebie. Przez chwile stał nieruchomo, wpatrzony w moja twarz. Chciał dodać coś jeszcze ale zamknął usta i puścił mnie. Ruszyliśmy na przód. -Kiedy powiesz mi o co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam. -Po śniadaniu zaczynamy. Muszę cie ostrzec przed jeszcze jednym...- zaczął.- Kiedy postanowisz zostać w swoim świecie, zapomnisz wszystko, co poznałaś tutaj, zapomnisz mnie...-na chwile głos mu się załamał.-i Caren oraz wszystkich ludzi, których zaraz poznasz.- i otworzył drzwi od jadalni. W pomieszczeniu znajdował się długi stół dla około dwudziestu osób. Ściany i podłoga wykonane były z dębowego drewna. Wszystko było starannie wykonane i trochę zakurzone. Przy stole siedziały 4 osoby. Caren, jedna dziewczyna, chłopak i chyba mąż głowy Instytutu. - Dzień dobry.- powiedziałam cichutkim głosem. Wszyscy wstali i podeszli. Pierwszy krok zrobiła dziewczyna.
-Hej. Jestem Leslie. Mieszkam tutaj od sześciu lat, a niedawno skończyłam szesnaście.- powiedziała z niezbyt wielkim entuzjazmem i podała rękę.
Leslie ma długie, kręcone blond włosy. Jest szczupła, chyba trochę chudsza ode mnie. Jej brązowe oczy są bystre i czujne. Wysoka dziewczyna. Ma na sobie czarna, lekko obcisłą w pasie sukienkę. Przy jej pasie widać sztylety i noże w pochwie. Jej sylwetkę jeszcze bardziej wydłużają czarne szpilki.
Następny podszedł mężczyzna.
-Mam na imię Jacob i jestem mężem Caren.- następnie podał mi dłoń.
Jacob jest trochę przysadzistej budowy. Wyższy o głowę od Leslie. Ma lekki zarost na twarzy. Jego brązowe oczy i tego samego koloru włosy świetnie ze sobą współgrają. Pod jego czarną koszulką widać wypracowane przez lata mięśnie. Ostatni podszedł młody chłopak. Caren przecież już poznałam.
-Cześć.-powiedział chłopak z oczarowującym uśmiechem.- Michael, możesz mi mówić Mich. Mieszkam w Instytucie od siedmiu lat, a w tym roku kończę siedemnaście.
Michael ma około metra siedemdziesięciu pięciu. Jego włosy są w kolorze brązu dobijającego się od promieni słońca. Taki ciemny blond. Zielone, bystre oczy podkreślają ostre rysy na twarzy chłopca. Jest podobnej budowy co John. Ujął moja dłoń i ja ucałował.
-Michael!- upomniał go Jacob.
-Mnie już znasz.-powiedziała Caren piorunując wzrokiem Micha.- więc możemy usiąść do stołu.
Usiadłam i nieśmiało poczęstowałam się jajecznicą i chlebem.
-Wracając do rozmowy.-zabrał głos Michael.- Najlepiej by było wyruszyć za dwie godziny.
-O co chodzi?- zapytał John jeszcze z jedzeniem w buzi. To było urocze.
-Gdy szedłem wczoraj ulicami Los Angeles napotkałem demona w południe, a to nie powinno się wydarzyć.-wytłumaczył brązowowłosy.- Oczywiście tak go zdzieliłem, ze już nie wyjdzie ze swojego wymiaru.- dodał cicho przechwalając się.
-Trzeba to sprawdzić.- potwierdził John.
-Wyruszamy za dwie godziny.
-A co z Grace?
Wszyscy spojrzeli w moim kierunku.

-Pójdzie z nami.- podsumowałam z powagą i spokojem Caren.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz