ROZDZIAŁ
I
GRACE
„ALONSO
ROSALES”
-
Grace? Czy ty mnie słuchasz?- zapytał.
Zero
reakcji ze strony dziewczyny. Ani drgnęła.
-
GRACE!- powiedział podniesionym głosem.
-
Ale co?- odpowiedziała.
-
Znowu odpłynęłaś skarbie.
-
Och! Przepraszam Cię. Ostatnio to zdarza się zbyt często. Muszę
się skoncentrować.
Potarłam
zmęczone powieki. Nawet kawa już nie pomogła. Ostatnio jestem
ledwo przytomna, a El musi to wszystko znosić. Wiem, że on
potrzebuje mojej uwagi. Muszę się postarać.
-
Nic się nie stało.- wyrwał mnie z rozmyślań przyjaciel.
-
To o czym mówiłeś?
-
Ach, mówiłem o tym, że w sobotę mamy mecz i chciałbym, abyś
była tam ze mną. Po prostu uspokajasz mnie i wiem, że mi się
wtedy uda.
-
Dobrze El. Pójdę tam z tobą. Która godzina?
-Piętnaście
po trzeciej.
-
Boże! Muszę biec do domu! Do jutra Elias.
Cmoknęłam
go w policzek i wybiegłam z kafejki.
A
właśnie! Zapomniałabym. Muszę się wam przedstawić, bo to
właśnie moja fantastyczna przygoda. Kilka faktów o mnie:
- Roztargniona, zapominam brać ze sobą głowy,
- Ostatnimi czasy odpływam i nie zważam na to, co dzieje się wokół mnie,
- Z pozoru jestem optymistką, ale zdarza mi się powiedzieć lub zrobić coś niezgodnego z tym stanowiskiem,
- Wiecznie siedzę w książkach. Moim upodobaniem jest fantastyka, ale nie pogardzę innymi gatunkami,
- Jestem miła, ale nie przesładzam, gdy mam ubrać słowa w prawdę,
- Mam najlepszego przyjaciela na świecie. Bez niego czułabym się zagubiona.
To
są zalety lub wady, które u mnie występują, bo po prostu taka
jestem.
Jestem
średniego wzrostu. Jestem zwinna i szybka. Odziedziczyłam to po
mojej najdroższej mamie. Mam duże zielone oczy przeplatane
fioletowymi plamkami.
Nienawidzę
ich. Są takie inne od wszystkich. Moje włosy są gęste, długie i
brązowe z blond pasemkami od promieni słonecznych. Gustuję w
pastelowych ubraniach. Nie przepadam za spódnicami i sukienkami.
Uczęszczam do pierwszej klasy liceum i jestem szesnastolatką.
Ogólnie rzecz biorąc jestem przeciętnej urody. Nie za brzydka, nie
za ładna.
Gram
na wiolonczeli. Muzyka to moja pasja, ale nie umiem śpiewać. Cóż,
nie możemy mieć wszystkiego. Trochę na tym ubolewam, ponieważ bez
głosu mam mniejsze szanse na wygranie jakichkolwiek przeglądów
muzycznych na etapie szkolnym. Chciałabym jednak pojechać na
przesłuchanie jakiegoś większego poziomu. To jest moja pasja.
Och!
Jest jeszcze jedna ogromnie ważna rzecz, a raczej osoba dla mnie.
Elias Bennett. Mój najdroższy, najżyczliwszy, najukochańszy,
najlepszy przyjaciel od serca. Znamy się od pierwszej klasy
podstawówki. Mieszka przecznicę dalej od mojego domu. Jest wysokim
blondynem. Jego oczy są koloru oceanu. Tak jakby błękit, tyle że
ja widzę w nich ukochaną osobę. Jest strasznie wysportowany.
Trochę mu zazdroszczę. Gra w szkolnej drużynie koszykówki.
Dziewczyny strasznie na niego lecą, ale on szuka tej jedynej, która
nie będzie chciała z nim być tylko z powodu tego wspaniałego
uroku osobistego. Myślę, że naszą wspólną cechą jest
szczerość. Mówimy to, co sądzimy. Można z tego wywnioskować, że
nie wszyscy rwą się, aby się z nami zaznajomić.
Biegnę
ulicą Los Angeles. Podoba mi się, że jest to miasto aniołów. To
takie tajemnicze i piękne. Pukam do drzwi mojego domu przy Darwin
Ave. Jest to skromny, mały jednorodzinny domek. Wszystko, czego
potrzeba do życia. Kocham to życie. Jest moje i tylko moje.
Spokojne i radosne z kilkoma niespodziankami. Wspaniałe. Mieszkam z
mamą Evelyn. Jest to urocza trzydziestosiedmioletnia kobieta.
Wychowywała mnie samą od drugiego roku życia, bo mój ojciec
okazał się totalnym idiotą.
Z
zamyślenia wybudza mnie moja mama. Otwiera drzwi i wchodzę do
środka.
-
Jak było w szkole?- zagadała czarnowłosa kobieta.
-
Mamo. Proszę. Oszczędź mi tego. W szkole było tak jak
zawsze.-odpowiedziałam lekko za gorzkim tonem.
-
To dlaczego wracasz tak późno skarbie?
-
Ponieważ jak co dzień byłam z Eliasem w kafejce.
-
Kochanie! Mówiłam Ci, że kofeina w tym wieku nie jest wskazana.
-
Maaaaamooooo.- przeciągnęłam samogłoski.-To tylko jedna kawa.
-
Wiesz, że chcę abyś miała w życiu jak najlepiej. Nie chcę abyś
skończyła samotnie jak ja.
-
Przecież masz mnie. A jeśli chodzi o towarzysza życia masz jeszcze
czas, jesteś młoda.
-
Wiem córciu-uśmiechnęła się tym uroczym uśmiechem, którym
zawsze oczarowuje wszystkich swoich znajomych i wielbicieli.
-
Pamiętasz Johna? Nie był taki zły.
-
Ma dwoje dzieci i żonę.
-
To rzeczywiście zmienia postać rzeczy. A ten wysoki, przystojny
rudzielec?
-
Nie jest w moim typie. Po za tym mieszka 60 kilometrów od nas.
-
Dobrze już.-skapitulowałam.
Wyszłam
z kuchni zostawiając mamę z jeszcze niegotowym obiadem. Weszłam po
schodach do góry i otworzyła drzwi od pokoju. Najpierw rzuciłam
plecak pod biurko, a później rzuciłam się na łóżko. Niestety
odpoczynek nie trwał długo, ponieważ mama zawołała mnie na
obiad.
Och,
cudownie. Ta kobieta mnie rozpieszcza! Moja ulubiona zapiekanka z
serem. Szybko ją wszamałam i wróciłam do pokoju. Otworzyłam
egzemplarz „Gwiazd naszych wina” i dałam się ponieść
lekturze.
Godzinę
później usłyszałam dźwięk dzwonka domowego i podbiegłam do
drzwi. Przed moim domem stał chłopak z języka francuskiego. Nie
oszukujmy się, zdziwiło mnie to.
-Cześć,
chodzimy razem na francuski. Kojarzysz mnie?-zapytał słodkim jak
miód głosem z hiszpańskim akcentem.
-Tak.-odpowiedziałam
nieśmiało.
-A
ach, przepraszam, że się nie przedstawiłem. Alonso. Alonso
Rosales.
-
Grace. Grace Meyer. Miło mi Cię poznać-powiedziałam uprzejmie.
-Mi
Ciebie też Grace.-mówiąc to, wziął i ucałował moją dłoń.
-To
co Cię tu sprowadza?
-Chciałbym
nadrobić zaległości z ostatniego tygodnia, a ty wydałaś się
osobą, która powinna mieć więcej notatek niż inni.
-Rzeczywiście.
Notuję prawie wszystko co powie pani McKinley. Proszę, wejdź.
Przejdźmy do mojego pokoju. Jest na górze.
Nagle
na korytarz wtargnęła mama. Nigdy nie miała wyczucia czasu.
-Dobry wieczór. Grace może przedstawisz
tego młodego człowieka?-zapytała mama.
-Mamo
to jest znajomy z języka francuskiego. Alonso. Alonso to moja mama
Evelyn.-odpowiedziałam z małą, nieznaczącą niechęcią.
Alonso
jak prawdziwy dżentelmen ujął dłoń mojej mamy i pocałował ją
z lekkim ukłonem.
-Miło
mi poznać panią, pani Meyer-odpowiedział grzecznym tonem.
Mama
popatrzyła na chłopaka jakby chciała mieć go jako kolejnego,
próbnego mężczyznę, który będzie próbował posiąść jej
serce. Natychmiastowo spiorunowałam ją wzrokiem. Na moje oko
chłopak ma siedemnaście lat. Jest jeszcze młody.
-Pozwól,
że pójdziemy teraz na górę. Muszę dać Alonsowi zeszyty do
przepisania.
-Dobrze
koteczku. Jak będziecie czegoś potrzebować to
zawołajcie.-odpowiedziała mama i od razu myknęła do pokoju przed
telewizor.
-Jest
tak wspaniała.-stwierdziłam szeptem sarkastycznie, a chłopak się
zaśmiał.
Miał
uroczy uśmiech.
-Świetnie,
więc udajmy się do mnie.-zachęciłam Alonsa.
Weszliśmy
do pokoju i pokazałam gestem chłopakowi, że może usiąść na
łóżku, a ja wzięłam się do szukania książek i zeszytu.
-Uroczy
pokój księżniczko.-stwierdził.
Mimowolnie
zaczęłam się śmiać. Nienawidziłam mojego śmiechu. Jakby ktoś
darł kota na pół. Alonsowi się to spodobało, co udowodnił
słodkim uśmiechem w moją stronę.
Mój
pokój rzeczywiście był różowo-fioletowy. Nie mieliśmy nawet
czasu, aby go przemalować na jakiś dojrzalszy kolor.
-Mam.-powiedziałam
odruchowo.
Zamknęłam
szafkę z podręcznikami i udałam się na łóżko, aby usiąść
obok chłopaka. Dopiero teraz zauważyłam jego ostrzejsze rysy i
piękne blond włosy. Nie były długie, ale też nie były krótkie.
Były w sam raz. Wyglądał jak anioł. Był po prostu piękny. Ale
dlaczego blondyn? Czy to po prostu farba? Przecież Hiszpanie rodzą
się z ciemnymi włosami.
-Długo
będziesz się na mnie patrzeć?-zapytał rozweselony.
-Co?
Jak? A przepraszam. Zastanawiałam się tylko...-nie zdążyłam
dokończyć zdania.
-Włosy
nie są farbowane. Moja mama pochodziła stąd. Ojciec jest
Hiszpanem.
-Oj,
przepraszam. Twoja mama nie żyje?-zapytałam delikatnie.
-Nie,
nie żyje. Zginęła dwa lata temu w wypadku. Wracała samolotem z
wycieczki z Grecji. To był urlop dla całej firmy. Niestety tylko
nieliczni z tego wrócili.
-Tak
mi przykro.-próbowałam załagodzić sytuację.
-Nic
się nie stało, już się z tym pogodziłem. Zawsze mam tatę.-No
dobrze. To, co z tym francuskim?-pytając zmienił temat. Było to
jeszcze jak świeża rana. Dopiero dwa lata.
-A
więc tak. Tutaj masz notatki z ostatniej lekcji, a tu są strony,
które zrobiliśmy w ćwiczeniach.-pokazałam palcem.
-Dobrze,
daj mi chwilkę. Tylko to przepiszę.
Jego
pismo było zgrabne i lekko pochyłe. Ja nie pisałam najlepiej, ale
też nie najgorzej. Nigdy nie należałam do tych najlepszych i
najznakomitszych plastyków. Ale jedno muszę przyznać. Byłam w tym
nawet dobra. Muzyka była zawsze na pierwszym miejscu, ale gdyby coś
nie wyszło mogłabym dać ponieść się sztuce artystycznej.
Wystarczy pędzel, farba i płótno.
-Grasz?-zapytał,
patrząc w stronę mojej kochanej wiolonczeli.
-Tak.
Gram już 6 lat.-odpowiedziałam kierując wzrok w tę samą stronę.
-Zagrasz
coś dla „znajomego z języka francuskiego”?-zapytał.
-W
sumie nie zaszkodzi trochę poćwiczyć.-odpowiedziałam sięgając
po wiolonczelę.
Usiadłam
na rogu łóżka, zamknęłam oczy i zaczęłam grać „Cello
Concerto in C minor”. Oczywiście nie było to takie piękne jak w
wykonaniu innych wybitnych gwiazd klasycyzmu, ale to była cząstka
mnie, a z cząstką jest się bardzo powiązanym.
Gdy
skończyłam Al patrzył na mnie z zachwytem w średniej wielkości,
zielonych oczach. Zaczął bić brawo. Zaczęliśmy rozmawiać i
okazało się, że chłopak gra na fortepianie. Musi być z zamożnej
rodziny. Moja wiolonczela ma już 6 lat. Ale fortepian to jest coś.
Nigdy nie będę miała tyle pieniędzy.
Dochodziła
dziewiąta, gdy Al oświadczył, że musi już iść, ponieważ jego
tata będzie się niepokoił. Schowałam zeszyty i zeszliśmy po
schodach w dół kierują się do drzwi wyjściowych. Mama usnęła
na fotelu przed TV.
-Więc
dziękuję za notatki. Może kiedyś się jeszcze spotkamy?-zapytał
z wielką uprzejmością i nadzieją w głosie.
-Z
przyjemnością.-odpowiedziałam nie tylko z grzeczności, ale coś
ciągnęło mnie do niego.
-Dobranoc
Gracy-powiedział całując moją dłoń. Zarumieniłam się lekko,
ale było ciemno, więc miałam nadzieję, że tego nie zauważył.
-Dobranoc
Al-odpowiedziałam i patrzyłam jak jego cień znika za uliczką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz