środa, 22 lipca 2015

1. Alonso Rosales

ROZDZIAŁ I
GRACE
ALONSO ROSALES”


- Grace? Czy ty mnie słuchasz?- zapytał.
Zero reakcji ze strony dziewczyny. Ani drgnęła.
- GRACE!- powiedział podniesionym głosem.
- Ale co?- odpowiedziała.
- Znowu odpłynęłaś skarbie.
- Och! Przepraszam Cię. Ostatnio to zdarza się zbyt często. Muszę się skoncentrować.
Potarłam zmęczone powieki. Nawet kawa już nie pomogła. Ostatnio jestem ledwo przytomna, a El musi to wszystko znosić. Wiem, że on potrzebuje mojej uwagi. Muszę się postarać.
- Nic się nie stało.- wyrwał mnie z rozmyślań przyjaciel.
- To o czym mówiłeś?
- Ach, mówiłem o tym, że w sobotę mamy mecz i chciałbym, abyś była tam ze mną. Po prostu uspokajasz mnie i wiem, że mi się wtedy uda.
- Dobrze El. Pójdę tam z tobą. Która godzina?
-Piętnaście po trzeciej.
- Boże! Muszę biec do domu! Do jutra Elias.
Cmoknęłam go w policzek i wybiegłam z kafejki.
A właśnie! Zapomniałabym. Muszę się wam przedstawić, bo to właśnie moja fantastyczna przygoda. Kilka faktów o mnie:
  • Roztargniona, zapominam brać ze sobą głowy,
  • Ostatnimi czasy odpływam i nie zważam na to, co dzieje się wokół mnie,
  • Z pozoru jestem optymistką, ale zdarza mi się powiedzieć lub zrobić coś niezgodnego z tym stanowiskiem,
  • Wiecznie siedzę w książkach. Moim upodobaniem jest fantastyka, ale nie pogardzę innymi gatunkami,
  • Jestem miła, ale nie przesładzam, gdy mam ubrać słowa w prawdę,
  • Mam najlepszego przyjaciela na świecie. Bez niego czułabym się zagubiona.
To są zalety lub wady, które u mnie występują, bo po prostu taka jestem.
Jestem średniego wzrostu. Jestem zwinna i szybka. Odziedziczyłam to po mojej najdroższej mamie. Mam duże zielone oczy przeplatane fioletowymi plamkami.
Nienawidzę ich. Są takie inne od wszystkich. Moje włosy są gęste, długie i brązowe z blond pasemkami od promieni słonecznych. Gustuję w pastelowych ubraniach. Nie przepadam za spódnicami i sukienkami. Uczęszczam do pierwszej klasy liceum i jestem szesnastolatką. Ogólnie rzecz biorąc jestem przeciętnej urody. Nie za brzydka, nie za ładna.
Gram na wiolonczeli. Muzyka to moja pasja, ale nie umiem śpiewać. Cóż, nie możemy mieć wszystkiego. Trochę na tym ubolewam, ponieważ bez głosu mam mniejsze szanse na wygranie jakichkolwiek przeglądów muzycznych na etapie szkolnym. Chciałabym jednak pojechać na przesłuchanie jakiegoś większego poziomu. To jest moja pasja.
Och! Jest jeszcze jedna ogromnie ważna rzecz, a raczej osoba dla mnie. Elias Bennett. Mój najdroższy, najżyczliwszy, najukochańszy, najlepszy przyjaciel od serca. Znamy się od pierwszej klasy podstawówki. Mieszka przecznicę dalej od mojego domu. Jest wysokim blondynem. Jego oczy są koloru oceanu. Tak jakby błękit, tyle że ja widzę w nich ukochaną osobę. Jest strasznie wysportowany. Trochę mu zazdroszczę. Gra w szkolnej drużynie koszykówki. Dziewczyny strasznie na niego lecą, ale on szuka tej jedynej, która nie będzie chciała z nim być tylko z powodu tego wspaniałego uroku osobistego. Myślę, że naszą wspólną cechą jest szczerość. Mówimy to, co sądzimy. Można z tego wywnioskować, że nie wszyscy rwą się, aby się z nami zaznajomić.


Biegnę ulicą Los Angeles. Podoba mi się, że jest to miasto aniołów. To takie tajemnicze i piękne. Pukam do drzwi mojego domu przy Darwin Ave. Jest to skromny, mały jednorodzinny domek. Wszystko, czego potrzeba do życia. Kocham to życie. Jest moje i tylko moje. Spokojne i radosne z kilkoma niespodziankami. Wspaniałe. Mieszkam z mamą Evelyn. Jest to urocza trzydziestosiedmioletnia kobieta. Wychowywała mnie samą od drugiego roku życia, bo mój ojciec okazał się totalnym idiotą.
Z zamyślenia wybudza mnie moja mama. Otwiera drzwi i wchodzę do środka.
- Jak było w szkole?- zagadała czarnowłosa kobieta.
- Mamo. Proszę. Oszczędź mi tego. W szkole było tak jak zawsze.-odpowiedziałam lekko za gorzkim tonem.
- To dlaczego wracasz tak późno skarbie?
- Ponieważ jak co dzień byłam z Eliasem w kafejce.
- Kochanie! Mówiłam Ci, że kofeina w tym wieku nie jest wskazana.
- Maaaaamooooo.- przeciągnęłam samogłoski.-To tylko jedna kawa.
- Wiesz, że chcę abyś miała w życiu jak najlepiej. Nie chcę abyś skończyła samotnie jak ja.
- Przecież masz mnie. A jeśli chodzi o towarzysza życia masz jeszcze czas, jesteś młoda.
- Wiem córciu-uśmiechnęła się tym uroczym uśmiechem, którym zawsze oczarowuje wszystkich swoich znajomych i wielbicieli.
- Pamiętasz Johna? Nie był taki zły.
- Ma dwoje dzieci i żonę.
- To rzeczywiście zmienia postać rzeczy. A ten wysoki, przystojny rudzielec?
- Nie jest w moim typie. Po za tym mieszka 60 kilometrów od nas.
- Dobrze już.-skapitulowałam.
Wyszłam z kuchni zostawiając mamę z jeszcze niegotowym obiadem. Weszłam po schodach do góry i otworzyła drzwi od pokoju. Najpierw rzuciłam plecak pod biurko, a później rzuciłam się na łóżko. Niestety odpoczynek nie trwał długo, ponieważ mama zawołała mnie na obiad.
Och, cudownie. Ta kobieta mnie rozpieszcza! Moja ulubiona zapiekanka z serem. Szybko ją wszamałam i wróciłam do pokoju. Otworzyłam egzemplarz „Gwiazd naszych wina” i dałam się ponieść lekturze.
Godzinę później usłyszałam dźwięk dzwonka domowego i podbiegłam do drzwi. Przed moim domem stał chłopak z języka francuskiego. Nie oszukujmy się, zdziwiło mnie to.
-Cześć, chodzimy razem na francuski. Kojarzysz mnie?-zapytał słodkim jak miód głosem z hiszpańskim akcentem.
-Tak.-odpowiedziałam nieśmiało.
-A ach, przepraszam, że się nie przedstawiłem. Alonso. Alonso Rosales.
- Grace. Grace Meyer. Miło mi Cię poznać-powiedziałam uprzejmie.
-Mi Ciebie też Grace.-mówiąc to, wziął i ucałował moją dłoń.
-To co Cię tu sprowadza?
-Chciałbym nadrobić zaległości z ostatniego tygodnia, a ty wydałaś się osobą, która powinna mieć więcej notatek niż inni.
-Rzeczywiście. Notuję prawie wszystko co powie pani McKinley. Proszę, wejdź. Przejdźmy do mojego pokoju. Jest na górze.
Nagle na korytarz wtargnęła mama. Nigdy nie miała wyczucia czasu. -Dobry wieczór. Grace może przedstawisz tego młodego człowieka?-zapytała mama.
-Mamo to jest znajomy z języka francuskiego. Alonso. Alonso to moja mama Evelyn.-odpowiedziałam z małą, nieznaczącą niechęcią.
Alonso jak prawdziwy dżentelmen ujął dłoń mojej mamy i pocałował ją z lekkim ukłonem.
-Miło mi poznać panią, pani Meyer-odpowiedział grzecznym tonem.
Mama popatrzyła na chłopaka jakby chciała mieć go jako kolejnego, próbnego mężczyznę, który będzie próbował posiąść jej serce. Natychmiastowo spiorunowałam ją wzrokiem. Na moje oko chłopak ma siedemnaście lat. Jest jeszcze młody.
-Pozwól, że pójdziemy teraz na górę. Muszę dać Alonsowi zeszyty do przepisania.
-Dobrze koteczku. Jak będziecie czegoś potrzebować to zawołajcie.-odpowiedziała mama i od razu myknęła do pokoju przed telewizor.
-Jest tak wspaniała.-stwierdziłam szeptem sarkastycznie, a chłopak się zaśmiał.
Miał uroczy uśmiech.
-Świetnie, więc udajmy się do mnie.-zachęciłam Alonsa.
Weszliśmy do pokoju i pokazałam gestem chłopakowi, że może usiąść na łóżku, a ja wzięłam się do szukania książek i zeszytu.
-Uroczy pokój księżniczko.-stwierdził.
Mimowolnie zaczęłam się śmiać. Nienawidziłam mojego śmiechu. Jakby ktoś darł kota na pół. Alonsowi się to spodobało, co udowodnił słodkim uśmiechem w moją stronę.
Mój pokój rzeczywiście był różowo-fioletowy. Nie mieliśmy nawet czasu, aby go przemalować na jakiś dojrzalszy kolor.
-Mam.-powiedziałam odruchowo.
Zamknęłam szafkę z podręcznikami i udałam się na łóżko, aby usiąść obok chłopaka. Dopiero teraz zauważyłam jego ostrzejsze rysy i piękne blond włosy. Nie były długie, ale też nie były krótkie. Były w sam raz. Wyglądał jak anioł. Był po prostu piękny. Ale dlaczego blondyn? Czy to po prostu farba? Przecież Hiszpanie rodzą się z ciemnymi włosami.
-Długo będziesz się na mnie patrzeć?-zapytał rozweselony.
-Co? Jak? A przepraszam. Zastanawiałam się tylko...-nie zdążyłam dokończyć zdania.
-Włosy nie są farbowane. Moja mama pochodziła stąd. Ojciec jest Hiszpanem.
-Oj, przepraszam. Twoja mama nie żyje?-zapytałam delikatnie.
-Nie, nie żyje. Zginęła dwa lata temu w wypadku. Wracała samolotem z wycieczki z Grecji. To był urlop dla całej firmy. Niestety tylko nieliczni z tego wrócili.
-Tak mi przykro.-próbowałam załagodzić sytuację.
-Nic się nie stało, już się z tym pogodziłem. Zawsze mam tatę.-No dobrze. To, co z tym francuskim?-pytając zmienił temat. Było to jeszcze jak świeża rana. Dopiero dwa lata.
-A więc tak. Tutaj masz notatki z ostatniej lekcji, a tu są strony, które zrobiliśmy w ćwiczeniach.-pokazałam palcem.
-Dobrze, daj mi chwilkę. Tylko to przepiszę.
Jego pismo było zgrabne i lekko pochyłe. Ja nie pisałam najlepiej, ale też nie najgorzej. Nigdy nie należałam do tych najlepszych i najznakomitszych plastyków. Ale jedno muszę przyznać. Byłam w tym nawet dobra. Muzyka była zawsze na pierwszym miejscu, ale gdyby coś nie wyszło mogłabym dać ponieść się sztuce artystycznej. Wystarczy pędzel, farba i płótno.
-Grasz?-zapytał, patrząc w stronę mojej kochanej wiolonczeli.
-Tak. Gram już 6 lat.-odpowiedziałam kierując wzrok w tę samą stronę.
-Zagrasz coś dla „znajomego z języka francuskiego”?-zapytał.
-W sumie nie zaszkodzi trochę poćwiczyć.-odpowiedziałam sięgając po wiolonczelę.
Usiadłam na rogu łóżka, zamknęłam oczy i zaczęłam grać „Cello Concerto in C minor”. Oczywiście nie było to takie piękne jak w wykonaniu innych wybitnych gwiazd klasycyzmu, ale to była cząstka mnie, a z cząstką jest się bardzo powiązanym.
Gdy skończyłam Al patrzył na mnie z zachwytem w średniej wielkości, zielonych oczach. Zaczął bić brawo. Zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że chłopak gra na fortepianie. Musi być z zamożnej rodziny. Moja wiolonczela ma już 6 lat. Ale fortepian to jest coś. Nigdy nie będę miała tyle pieniędzy.
Dochodziła dziewiąta, gdy Al oświadczył, że musi już iść, ponieważ jego tata będzie się niepokoił. Schowałam zeszyty i zeszliśmy po schodach w dół kierują się do drzwi wyjściowych. Mama usnęła na fotelu przed TV.
-Więc dziękuję za notatki. Może kiedyś się jeszcze spotkamy?-zapytał z wielką uprzejmością i nadzieją w głosie.
-Z przyjemnością.-odpowiedziałam nie tylko z grzeczności, ale coś ciągnęło mnie do niego.
-Dobranoc Gracy-powiedział całując moją dłoń. Zarumieniłam się lekko, ale było ciemno, więc miałam nadzieję, że tego nie zauważył.
-Dobranoc Al-odpowiedziałam i patrzyłam jak jego cień znika za uliczką.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz